Jedna z najpiękniejszych przygód skautowych Europy w której uczestniczyło około 3000 skautów i skautek dobiegła końca. Nasza Drużyna pomimo braku wcześniejszych doświadczeń doskonale odnalazła się w tym przedsięwzięciu. Dziś można podsumować bardzo krótko - to była bardzo udana, pełna przygód, dostarczająca wielu nowych pięknych wrażeń, znajomości i niezwykle pouczająca wyprawa. Jedno jest pewne było warto. Jako Drużyna wróciliśmy ze Zlotu wzmocnieni. 18 drużyn zlotowych reprezentowało środowiska harcerskie z Dzierżoniowa, Mysłowic, Katowic, Czyżowic, Wodzisławia, Warszawy, Legionowa, Celestynowa, Łodzi, Pruszkowa, Szamotuł, Leszna, Wrocławia, Zielonej Góry i Andrychowa.

 

 

Przygotowania do wyjazdu trwały wiele miesięcy. Ustalanie trasy przejazdu, planowanie programu zwiedzania, rezerwacje, zgromadzenie zapasu żywności, przygotowanie sprzętu i wyposażenia to niezwykle trudne ale również bardzo istotne zadanie. Każde zaniedbanie w przygotowaniach powoduje że potem czegoś brakuje, ktoś jest niezadowolony. Cała wyprawa trwała od 23 do 28 maja zaś sam Zlot trwał od 25 do 28 maja. Nie sposób pominąć jakikolwiek element wyprawy bo każdy z nich zasługuje na uwagę aby to zrobić w sposób ciekawy i uporządkowany opowieść sporządzona zostaje w sposób kronikarski i chronologiczny. Wszystko spisane przez pryzmat spojrzenia Drużynowego, czasem napisane jest coś o czym dało się posłuchać w rozmowie. Każdy jednak z całej naszej czternastki uczestników ma swoje własne, osobiste doświadczenia.

Dzień I

Dzień wyjazdu w nieznaną przygodę powoduje, że niektórzy nie mogli spać w poprzedzającą noc. Dokładnie o godzinie 6,00 pod naszą harcówkę podjechał autobus i rozpoczął się błyskawiczny moment pakowania sprzętu i wyposażenia obozowego, żywności, ozdób obozowych które należało zabrać, osobistego ekwipunku. Żaden przedmiot zapakowany nie był wkładany przypadkowo. Olbrzymia ilość tego wszystkiego jaką przyszło spakować sprawiała wrażenie ,że bez przyczepy chyba nie pojedziemy. Wszystko się zmieściło, a samo pakowanie trwało około 40 minut. Po drodze zabraliśmy jeszcze naszych przyjaciół z Wodzisławia Śl., Andrychowa i reprezentację z wszystkich hufców Chorągwi Śląskiej. Autobus był dosłownie nabity. Pierwszy nasz kierunek Praga w Republice Czeskiej przebiegał w bardzo przyjaznej atmosferze co nam dobrze wróżyło. Na miejscu byliśmy tuż po południu. Czekał na nas bardzo fajny hostel w centrum miasta i po rozpakowaniu wyłącznie osobistego ekwipunku i części prowiantu szybko udaliśmy się do swoich pokoi. Zaraz po tym wyruszyliśmy na zwiedzanie tego naprawdę pięknego miasta. Przejazd kolejką górską, zwiedzanie wieży wzorowanej na tej paryskiej wieży Aifla, labirynt luster no i wielokilometrowy marsz przez miasto sprawił że najlepszym miejscem do wypoczynku był Most Karola. Potem był posiłek, odpoczynek w hotelu i coś czego się nikt nie spodziewał i nie było w planie czyli PRAGA NOCĄ. Dwie godziny zwiedzania miasta – europejskiej stolicy przy pięknej pogodzie dostarczyło nowych ciekawych wrażeń. Jedno było ustalone, jutro pobudka i tak będzie o 7,00, a cała przygoda jest kosztem snu.

Dzień II

Wszystko zgodnie z planem. Pobudka, śniadanie, pakowanie i wyjazd o 9,00. Kierunek Karlowe Wary w Czechach. Ta miejscowość zrobiła na nas naprawdę duże wrażenie. Prawdziwie wspaniały kurort. Wszystko było piękne. Z uwagi na ograniczony czas na zwiedzanie nie mogliśmy zobaczyć wszystkiego. Zwiedziliśmy uroczy park uzdrowiskowy, superekskluzywne sklepy światowych marek, jechaliśmy kolejką górską na wzgórze górujące nad miastem a tam wspięliśmy się na wieżę z tarasem widokowym. Widok na piękne miasteczko robi wrażenie. Następny kierunek podróży to miejsce docelowe czyli Vilseck Heringnohe na Bawarii w Niemczech. To właśnie tam w tej małej miejscowości znajduje się Baza Wojskowa US Army z lotniskiem, na którym mieliśmy rozbić swój obóz. Nasz przyjazd odbył się dzień wcześniej i mieliśmy możliwość wybrania sobie lokalizacji. Wszystko tak aby nie było zbyt blisko i zbyt daleko do toalet, punktu czerpania wody, namiotu szefa subkampu (podobozu) i naszych przyjaciół z Wodzisławia Śl. oraz grupy z Chorągwi Śląskiej. Rozbicie obozowiska to było szybkie i sprawne działanie. Do naszych zadań należało zadbanie nie tylko o siebie ale również przygotowanie magazynu żywnościowego, stołówki i kuchni polowej. Miało nam to służyć nie tylko na własne potrzeby Drużyny ale również pozostałych dwóch grup podróżujących z nami. Wystarczyło około 2 godzin aby nad naszym obozem zatrzepotała nasza biało czerwona flaga. Zaraz potem ustawiliśmy nasz wielki totem Orła Białego. W tym samym czasie rozbijało się jeszcze kilka innych grup ale nadal nie było nas zbyt wielu. Zasadnicza grupa uczestników Zlotu miała dotrzeć na miejsce dopiero następnego dnia. Po pięknym upalnym dniu nastała noc, która okazała się dość chłodna. Już wiedzieliśmy że jesteśmy daleko od domu w zupełnie innym klimacie.

Dzień III

Zaraz po śniadaniu z prowiantem na drogę udaliśmy się do Monachium. To piękne bardzo stare, pełne zabytków a jednocześnie nowoczesne miasto. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wspaniałego stadionu Allianz Arena gdzie swoje mecze rozgrywa Klub Piłkarski FC Bayern Monachium. Stadion nie tylko piękny ale bardzo, bardzo duży. Trzeba było się sporo nachodzić aby go obejść wokół i zwiedzić w środku. Zaraz potem udaliśmy się miejską koleją na zwiedzanie miasta. Była okazja do zakupu pamiątek, skosztowania czegoś słodkiego, był czas na lody i zwykłe szwendanie po mieście. Zmęczeni ale pełni nowych doświadczeń wracaliśmy do miasteczka zlotowego. Dopiero teraz, późnym popołudniem było nas bardzo wielu. Zjechali się skauci z kilkunastu państw Europy, Kanady i Stanów Zjednoczonych. Wszystko było poznać po niezliczonej liczbie flag. Każdy podobóz miał własną flagę i teraz dopiero było widać, że jesteśmy w doborowym międzynarodowym towarzystwie. Pierwsze spotkania z innymi grupami pokazały jak bardzo przydatna jest umiejętność posługiwania się innymi językami. Wokół nas najbliżej swe podobozy rozbili Niemcy, Holendrzy, Czesi i Amerykanie. Tuż obok byli Kanadyjczycy, Francuzi, Węgrzy, Belgowie i kolejne grupy z Polski. Prawdziwa mieszanka narodów, nastawiona wobec siebie przyjaźnie i życzliwe. Okazało się że wszyscy jesteśmy do siebie bardzo podobni. Tego wieczora ustawiliśmy nasz niezwykły i bardzo charakterystyczny eksponat – stylizowany traperski wóz. Wóz niemal identyczny do tego jaki był nadrukowany na koszulkach wszystkich polskich harcerzy uczestniczących w Zlocie.

 

Dzień IV

Znów wcześnie pobudka o 6,30. Ten dzień, to dzień uroczystości otwarcia Zlotu i wielkiej wędrówki. Wszystko odbywało się inaczej niż w Polsce a więc nie na apelu lecz w formie przemarszu korowodu na czele którego szli skauci przebrani w stroje Indian Ameryki Płn. Idąc całą szerokością pasa startowego było nas bardzo wielu. Kolejne grupy dołączały się, każda niosła swój sztandar lub flagę narodową. My oczywiście zabraliśmy swój Sztandar Drużyny. Była to pierwsza historyczna chwila do jego pokazania poza granicami Polski. Otwarcie Zlotu to przede wszystkim eksplozja radości i młodzieńczego entuzjazmu. Po uroczystości otwarcia nastąpiło szybkie przygotowanie do wędrówki. Zapas wody i żywności mapa i kompas to obowiązkowe wyposażenie każdej wyruszającej grupy. Najfajniejsze było jednak to, że dzieląc się na małe grupki przyłączaliśmy się do grup z innych państw. Wyruszyliśmy w patrolach międzynarodowych na czele których stali instruktorzy z Niemiec, Stanów Zjednoczonych i Belgii. Wędrówka była wielkim wyzwaniem. Liczyła sobie około 20 km. Po drodze mogliśmy zwiedzić wioski, miasteczka i lasy i łąki. Na trasie czekało na nas 6 punktów na których czekały kolejne konkurencje a każda wymuszała wzajemną integrację. To była bardzo fajna wędrówka. Do obozowiska wszyscy dotarliśmy bardzo zmęczeni ale też zadowoleni, że tak wiele mogliśmy zobaczyć i poznać nowe zabawy, ciekawych ludzi i nowe miejsca. Udało się nawiązać szczególnie bliskie relacje z grupą z Niemiec, której towarzyszył polski harcerz Dh Wojtek mieszkający na stałe od wielu lat w Niemczech. Ta znajomość już następnego dnia okazała się okazją do wzajemnych odwiedzin. Czas pokaże czy coś jeszcze. Zawiązane nowe znajomości nie pozwalały na zbyt szybki sen. Wszędzie było słychać gitary i śpiew w wielu językach. Tan noc przyszła dla każdego nieco później.

Dzień V

Ten dzień znów zaczął się wcześnie – o 7,00. Powitał nas całkiem solidny deszcz, który na szczęście szybko ustał. Potem wyszło słońce i ładna pogoda towarzyszyła nam już do wieczora. Szybkie śniadanie, porządki w namiotach i wyjście na Mszę Św. która miała charakter międzynarodowy. Sprawowana była w językach angielskim i niemieckim a niektóre fragmenty były tłumaczone na język polski. Na zakończenie wszyscy polscy harcerze odśpiewali modlitwę harcerską. Zaraz po Mszy Św. znów udaliśmy się do wspólnej zabawy uczestnicząc w wielu ciekawych konkurencjach zdobywając punkty na zaliczenie zadań. W tym samym czasie zdobywaliśmy specjalne punkty po to by zdobyć dodatkowe pióro do plakietki zlotowej. Tym razem wszystko odbywało się na terenie bazy. Krótka przerwa na obiad i dalsza zabawa do wieczora. Było bardzo ciekawie. Tuż przed kolacją do naszego podobozu przybył nasz specjalny gość dh Hm Tadeusz Olek. Człowiek niezwykle zasłużony dla naszego harcerstwa. Przyniósł nam piękne upominki. Sama postać Dh Tadeusza i spotkanie z nim zasługują na odrębny artykuł więc pominę to. Dodam tylko że towarzyszył nam przez wiele godzin do późnej nocy i usłyszeliśmy wiele nie tylko ciepłych słów ale jakże ważnych słów. O tym wkrótce. Kolacja tego dnia to prawdziwy jarmark smaków. Można było skosztować wszelkich potraw z całego Świata. My sami przygotowaliśmy dla naszych gości smakowity bigos, kiszone ogórki i oczywiście pyszny polski chleb. Nasze danie cieszyło się wielkim powodzeniem. W tym samym czasie można było wymieniać się pamiątkami przywiezionym z sobą. To był bardzo udany wieczór. Mieliśmy też świadomość, że to już ostatni wieczór na Intercampie. Przed nami była ostatnia noc.

 

Dzień VI

Ostatni dzień zlotu to wczesna pobudka – już o 6,00. Błyskawiczne pakowanie sprzętu obozowego, ekwipunku osobistego i tego wszystkiego co musieliśmy zabrać z powrotem do domu. Poszło nam bardzo dobrze i już o godzinie 9,00 byliśmy całkowicie spakowani. Potem odbył się apel kończący tegoroczny 40 Zlot InterCamp. Potem to już tylko pożegnania, sesje zdjęciowe, i przekazanie pamiątek które przygotowaliśmy jeszcze w Czyżowicach na harcerskich zbiórkach. Wszystkim nasze upominki podobnie jak specjalne widokówki bardzo się podobały. Żal był odjeżdżać ale tegoroczny InterCamp się skończył. Pełni nowych doświadczeń, bogatsi o nowe umiejętności wracaliśmy do domu jak to zrobić aby móc uczestniczyć w przyszłorocznym Zlocie InterCamp, który odbędzie się w Holandii w mieście Maastricht. Za dwa lata odbędzie się koło Dortmundu w Niemczech, a za trzy lata w Polsce.

A tutaj adres do strony przyszłorocznego InterCampu www.intercamp2013.nl

 

Podziękowania.

Dziękujemy wszystkim, którzy wspierali nas w przygotowaniach do wyjazdu.

Dziękujemy zwłaszcza Panu Rafałowi Tannenberg i jego Firmie POLITAN, który przekazał nam środki na zakup nowej dwupalnikowej kuchni gazowej. Przekazał nam również nieodpłatnie komplet wszystkich naczyń jednorazowych z których korzystaliśmy na Zlocie. Kuchnia sprawdziła się doskonale. Będzie nam służyła jeszcze przez wiele lat. Możliwość korzystania z naczyń jednorazowych dała nam wielki komfort biwakowania. Nie musieliśmy myć menażek, co pozwalało nam na większą swobodę i mieliśmy więcej czasu wolnego. Pod względem higienicznym naczynia jednorazowe były dla nas bardziej bezpieczne.

Dziękujemy Dh Agnieszce Pospiszyl z Wydziału Zagranicznego Głównej Kwatery ZHP. Troszczyła się o nas jeszcze przed wyjazdem i zadbała o nas na miejscu.

Dziękujemy Dh Tomkowi Kazubskiemu, który od wielu miesięcy przygotowywał szereg spraw organizacyjnych, układał program podróży. Dziękujemy Dh Tomaszu.

Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierali w przygotowaniach do wyjazdu i wszystkim tym, którzy z nami podróżowali.

 

Całe przedsięwzięcie można uznać za bardzo udane i owocne.

 

{gallery stories/intercamp2012}